poniedziałek, 2 kwietnia 2018

1. Ofiara



Z wielką radością przedstawiam Wam pierwszy rozdział mojego opowiadania. Z racji tego, że chwilowo nie mam bety, serdecznie przepraszam za wszelkie uchybienia, które postaram się szybko poprawić.

When your education x-ray
Can not see under my skin
I won't tell you a damn thing
That I could not tell my friends
Roaming through this darkness
I'm alive but I'm alone
Part of me is fighting this
But part of me is gone...

(3 Doors Down: When I'm Gone)


Mgła powoli osiadała na polanie skąpanej w czerwcowym blasku księżyca. Niebo było pełne gwiazd. Gdzieniegdzie nietoperze przecinały powietrze, a dzikie sowy pohukiwały złowieszczo w oddali. Kontur zamku majaczył na wiekowym wzgórzu. Oświetlone okna zdradzały nocnych marków, korzystających z ostatnich dni w szkole. Nawet jeśli większości z nich nie było na korytarzach, to Pokoje Wspólne pękały w szwach. Przerobione, mugolskie radio rzęziło w gabinecie woźnego, a wyliniały kot pomrukiwał w kącie. W blasku pochodni ukazała się wysoka sylwetka. Woźny przyczaił się tuż za drzwiami, by złapać zuchwalca kręcącego się przy jego samotni. Już wyskakiwał zza rogu, jednak widząc swego gościa szybko zrezygnował z dalszej łapanki. Starzec odwrócił twarz w stronę światła i spojrzał prosto w świńskie oczy Filcha.
- Dobry wieczór, Argusie.
- Dobry wieczór, Dyrektorze.
Woźny był szalenie ciekawy, co starzec robi o tej porze na korytarzu, ale nie miał odwagi o to zapytać. Zrobił jedynie krok w tył i czekał.
- Argusie, czy widziałeś może Profesor McGonagall?
- Profesor McGonagall? Nie.
- Na pewno? Zazwyczaj w czwartki to ona patrolowała korytarze.
- Tak, ale niedawno spotkałem Profesor Sprout. Mówiła, że się zamieniły. Podobno Profesor McGonagall źle się czuła.
- Dziękuję, Argusie. Dobrej nocy!
Filch usiadł za biurkiem. Już dawno podejrzewał, że stary trzmiel ma coś do wicedyrektorki, ale nie spodziewał się, że urządzają sobie nocne schadzki. Poprzysiągł sobie, że kiedyś ich przyłapie i z kotem w rękach udał się na zasłużony odpoczynek.
Dumbledore ruszył dalej korytarzem. Obudził się dzisiaj tknięty dziwnym przeczuciem. Coś było nie tak. Chciał o tym porozmawiać z Minerwą. Zazwyczaj nocna herbatka i wspólna rozmowa uspokajały go. Kobieta była jego jedyną przyjaciółką. Jak nikt inny potrafiła mu doradzić                
i zrozumieć. Potrzebował rady, jednak za nic nie mógł jej znaleźć. Odwołała swój patrol, a komnaty były zamknięte. Nie było jej nawet w gabinecie. Ogarnięty dziwnym niepokojem, wrócił pod kwatery kobiety. Nie mogła przecież zniknąć. Chęć rozmowy zaczęła zajmować troska. Jako Dyrektor mógł otworzyć każde pomieszczenie w zamku, jednak to byłoby naruszeniem prywatności. Po dłuższym namyśle postanowił wysłać patronusa, nawet jeśli śpi powinien ją obudzić. Dostojny feniks wtopił się w dębowe drzwi. Brak odpowiedzi. Gdyby opuściła zamek, to by go poinformowała. Taką mieli zasadę. Każdy, kto opuszcza zamek ma obowiązek poinformować Dyrektora. Albus udał się w swoje ulubione miejsce – na wieżę astronomiczną. Postanowił przeczekać tę noc w samotności. Jutro porozmawia z Minerwą.

* * *

Minerwa w duchu przeklinała właściwości swojego amuletu rodzinnego. Wiedziała, że ciepło bijące od niego może oznaczać tylko jedno – ktoś z jej bliskich jest w niebezpieczeństwie. Szybko skoczyła do nocnej szafki po swoją różdżkę. Schowała ją za pazuchą i przyjęła animagiczną postać. Szkolne korytarze pokonała w mgnieniu oka. Całe szczęście, że już wcześniej zamieniła się z Pomoną i nie musiała tracić czasu na szkolne obowiązki. Drzwi były uchylone, więc bez problemu dostała się na błonia. Zaledwie dwa skoki dzieliły ją od pola aportacyjnego, kiedy ciepło ustało. Szarobury kot nagle się zatrzymał, lecz po chwili ruszył z podwójną szybkością. W polu aportacyjnym znów przemienił się w kobietę i zniknął z ogłuszającym trzaskiem.
McGonagall wylądowała na morskim klifie. Rozejrzała się dookoła. Nie było śladu żywej duszy. Nadal miała nadzieję. Utrata ciepła wcale nie musiała oznaczać śmierci. Równie dobrze mógł to być ratunek. Zrobiła jeszcze jeden krótki obchód, by upewnić się, że nikogo nie ma w okolicy. Gotowa do aportacji spojrzała w dół, by nabrać do płuc nieco morskiego powietrza i omal nie upadła. Na piaszczystej plaży leżały dwa ciała. Krew zmroziła jej się w żyłach. Z niemałym trudem zeszła na sam dół, by uklęknąć obok trupów. Z oczu popłynęły łzy, serce boleśnie ścisnęło się w klatce. Drżącą ręką dotknęła twarzy mężczyzny. Była cała we krwi. Jego żebra zapadły się w głąb, a nogi ułożyły pod dziwnym katem tak, że jej własne zaczęły boleć od samego patrzenia. Kobieta wyglądała znacznie gorzej tak, jakby się nad nią znęcano. Miała złamany nos i pociętą twarz. Włosy były posklejane gęstą krwią, a suknia poszarpana i porozcinana niczym żyletką. Z ran nadal delikatnie sączyła się krew. Jedna z nóg roztrzaskała się najprawdopodobniej o skały wskutek czego kość piszczelowa przebiła alabastrową niegdyś skórę. Wyglądało na to, że ktoś potraktował ich Avadą i zrzucił z klifu. Nie zdążyła. Zawiodła i to podwójnie. Nie wiedząc co zrobić, po prostu czekała. Skoro ona poczuła wezwanie, to Robert również, a co gorsze nie tylko on.... Ciche pyknięcie nieco ją ocuciło. Nie myliła się. Obok niej stał Robert. Spojrzał krótko na ciała a potem na nią. Pierwszy raz widział jak jego siostra płacze. Niewiele myśląc przygarnął ją do siebie i zamknął w uścisku.
- Minerwo, trzeba wezwać aurorów. Ktoś musi zbadać tę sprawę. Ukarać winnych. Minerwo...
Kobieta uniosła twarz i spojrzała na brata. Pokiwała powoli głową i spróbowała wstać. Mężczyzna chwycił ją w ostatniej chwili ratując od upadku. Żadne nie było w stanie zrobić kroku, zostawić bliskich. To był zbyt nagły i bolesny cios. Robert szepnął zaklęcie i posłał patronusa. Nie wiedzieli jak długo trwali w kompletnej ciszy, przerwanej wreszcie odgłosem aportacji. Zaroiło się od urzędników, aurorów. Przed nimi długa noc, noc przesłuchań.

* * *
Dumbledore zauważył na skraju lasu dwie postaci. Sądząc po gwałtownych ruchach były bardzo zdenerwowane. Postanowił wyjść im naprzeciw. Ich drogi spotkały się niedaleko Bijącej Wierzby. Dyrektor rozpoznał w przybyszach członków Zakonu – Gideona i Fabiana Prewettów. Mężczyźni zatrzymali się przed nim zdyszani.
- Albusie, nie jest dobrze... - zaczął Fabian.
- Mary i Malcolm nie żyją. - dokończył Gideon.
Twarz starca pobladła. Małżeństwo nie tylko współpracowało z zakonem, było jedną z jego mocniejszych stron. Niezwykle inteligentni i uzdolnieni. Malcolm był bratem Minerwy. To wyjaśniało dzisiejszą nieobecność wicedyrektorki. Spojrzał na przybyszów.
- Jak? - zapytał.
- Wygląda na to, że torturowali Mary. Była jakby pocięta żyletką, posiniaczona, jej ciało wyglądało koszmarnie. Malcolm był prawie nienaruszony. Oczywiście miał obrażenia, ale spowodowane upadkiem, a nie torturami.   Zdaje się, że chcieli złamać go w ten sposób... - szepnął pierwszy z braci.
- Potraktowali ich Avadą i zrzucili z klifu. Raczej mało prawdopodobne, by zrobili to, gdy byli jeszcze żywi. Ich ciała były w kiepskim stanie, ale przeżyliby. Klif nie był aż tak wysoki. Upadli na plażę.
Dumbledore przymknął oczy. Wiedział jak okrutni potrafią być Śmierciożercy. Widział ciała ofiar. Zdarzało się, że nawet rodzina nie potrafiła ich rozpoznać.
- Czy Minerwa wie? - zapytał.
- Tak. - odparł, tym razem Gideon. Medalion dał jej znać, że coś jest nie tak. Natychmiast się aportowała, ale było już za późno. Robert przybył jakieś dwadzieścia minut po niej. Biedaczka, obwinia się, że nie zdążyła na czas... Jest w fatalnym stanie. Magomedycv musieli się nią zająć żeby mogła zeznawać.
- Albusie? - spytał drugi z braci. Oni mieli córkę, prawda? Wiesz co się z nią teraz dzieje?
- Powinna spać w swoim dormitorium. - odparł.
- Sugeruję byś sprawdził to jak najszybciej. Też miała taki medalion. Nie może dowiedzieć się z gazet. Będzie potrzebowała wsparcia. Minerwa wróci najwcześniej przed południem. Podejrzewam, że dziecko zostanie teraz z nią, ale do tego czasu ktoś powinien mieć na nią oko.
Mężczyźni skinęli w ciszy głowami i odeszli. Dumbledore ruszył w stronę zamku rozmyślając co zrobić. To nie on powinien informować to dziecko o śmierci rodziców, ale z drugiej strony czekanie na Minerwę może tylko pogorszyć całą sytuację. Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę wieży Gryffindoru nie wiedząc, że od samego początku obserwowany był przez parę ciemnych oczu.

***
- Gabinet Fabiana Prewetta! - krzyknął wrzucając garść proszku Fiuu do kominka. Po chwili w palenisku ukazała się głowa aurora.
- Tak, Albusie. - powiedział.
- Fabianie, mamy problem. Ich córka zniknęła.
Urzędnik zwiesił głowę ze smutkiem. Ta noc odcisnęła na nim spore piętno. Nie dość, że zginęli jego dobrzy znajomi, to w dodatku potwierdziły się ich wcześniejsze, najgorsze przypuszczenia. Po Grindelwaldzie nastał nowy Czarny Pan. Nadszedł kres spokojnych czasów i już wkrótce wojna rozgorzeje na nowo. Ofiar było coraz więcej. Ginęli nie tylko mugole i mugolaki, ale i Ci, którzy im pomagali.
- Kiedy? - zapytał.
- Nie wiem. Zaraz po naszej rozmowie poszedłem do wieży. Łóżko było puste. Gruba Dama powiedziała, że krótko po ciszy nocnej ktoś opuścił wieżę. Nie wie kto, bo go nie widziała. Pewnie rzuciła zaklęcie kameleona. Kazałem skrzatom przeszukać teren zamku, ale na razie jej nie znalazły. Nie trafiły też na nic podejrzanego.
Dyrektor potarł skronie ze zmęczeniem. Pionowa zmarszczka na czole wydawała się pogłębić,
a broda w blasku świec zdawała się jeszcze bardziej siwa.
- Myślisz, że słyszała naszą rozmowę? - spytał z obawą.
- Nie wiem. Możliwe, ale nie pewne. Mogła iść gdziekolwiek. Nie wiemy kiedy dokładnie Minerwa dostała znak. - westchnął.
- Po tym, jak zamieniła się z Pomoną dyżurami. Zdążyła sprawdzić korytarze przy wieży Gryffindoru, później źle się poczuła i wysłała do Sprout prośbę o zmianę. Dopiero w swoich komnatach poczuła, że potrzebują pomocy.
Dyrektor zastanowił się zanim odparł:
- Spytaj Minerwy, gdzie mogła uciec.
Młodszy mężczyzna popatrzył na niego z otwartą urazą.
- Nie zdajesz sobie sprawy jak jest roztrzęsiona! Mam jej dokładać zmartwień? Jesteś odpowiedzialny za te dzieciaki tak samo jak ona! Nie mogą od tak sobie znikać bez Twojej wiedzy.
- Fabianie, to ty nie zdajesz sobie sprawy w jakim będzie stanie, jeśli dowie się, że Clarissa zniknęła  i nikt jej o tym nie poinformował. Poza tym trzeba działać jak najszybciej. Mogą ją znaleźć Śmierciożercy. Nie zna oklumencji, więc może niechcący wyjawić coś ważnego.
Auror poddał się po tych słowach i zniknął. Obaj doskonale wiedzieli jakie zagrożenia niosą za sobą kolejne dni. Nie ma czasu na wątpliwości.
\
Szablon
Alexx
ALEXX